Timo Werner opowiedział o czasie spędzonym w Chelsea i powodzie, przez który jego kariera na Stamford Bridge nie nabrała tempa.
Przypomnijmy, że Niemiecki napastnik dołączył do klubu w 2020 roku, po tym jak po wielu rozmowach Frank Lampard przekonał go do swojego projektu. Wówczas The Blues wygrali walkę o podpis Wernera z Liverpoolem, który również był łasy by go sprowadzić. Po dwóch latach gry w niebieskiej koszulce, zawodnik zdecydował się odejść do RB Lipsk, z którego wcześniej trafił na wyspy. W rozmowie z Mirror UK, Werner opowiedział o czasie w klubie i powodzie, przez który mu tu nie wyszło.
– Moje pierwsze pół roku w Chelsea było bardzo dobre, czego oczekiwali kibice i klub. Zdobywałem bramki i grałem dobrze.
– Kiedy odnosisz falę sukcesów jak ja: grasz regularnie i dobrze, wygrywasz Ligę Mistrzów, strzelasz bramkę Realowi Madryt, to menadżer trochę o tym zapomina.
– To nie było do końca fair. Musisz zaakceptować, że trener lubi pewnych zawodników bardziej niż innych i to całkiem normalne. Może tak jest. Pod koniec mojej przygody w Chelsea chciałem odejść.
– Największym problemem był Thomas Tuchel stawiający przede mną napastnika jak Romelu Lukaku, w sezonie po tym, jak wygrałem Ligę Mistrzów.
– To był dla mnie trudny moment. Romelu Lukaku to wielki napastnik i musiał grać przez to ile kosztował. Nie czułem się wystarczająco doceniony. Może to było powodem moich wzlotów i upadków.