W sobotnie popołudnie Chelsea podejmowała drużyne z Craven Cottage. Ekipa „Pocha” liczyła na trzecie zwyęcistewo ligowe z rzędu.

Potyczka zespołów ze środka tabeli rozpoczęła się wyjątkowo spokojnie. Oba zespoły przez pierwszy kwadrans badały się nawzajem i poza kilkoma akcjami The Blues, napędzanymi przez Enzo Fernandeza nie działo się zbyt wiele. Co wyraźnie można było zauważyć, to że ekipa Mauricio Pochettino jest głodna gry i chętna odkupienia win za ostatnie starcie pucharowe. Minuty mijały, a Fulham coraz częściej zaczęło dochodzić do głosu.

Pierwsza dogodna okazja gości przyszła w 30 minucie, kiedy źle ustawiony Levi Colwill dopuścił do strzału jednego z piłkarzy w białych strojach. Na posterunku dla uciechy fanów niebieskich stał Petrovic.

Po kilku szturmach w pole karne gospodarzy do głosu z powrotem doszła Chelsea. W końcu jedna z szybkich kombinacji The Blues wypaliła i po genialnym podaniu Cole’a Palmera, Raheem Sterling padł na murawę po ewidentnym faulu Diopa.

Jak rzut karny, to oczywiście przy piłce Palmer, który bezbłędnie wykorzystuje swoją piątą jedenastkę w obecnej kampanii. Nie bez powodu kibicie, jak i eksperci piłkarscy nazywają Anglika „Cold Palmer”. Tym pozytywnym aspektem dla kibiców zakończyła się pierwsza część meczu.

Druga połowa zaczęła się bliźniaczo do pierwszej odsłony starcia. Chelsea intensywnie napierała, ale obrona drużyny Marco Silvy skutecznie zatrzymywała ataki ofensywy gospodarzy. Z czasem goście zdecydowanie opadli z sił i dzięki czujności obrony piłkarzy Pochettino szanse przychodziły jak na zawołanie.

Niestety jednak, jak to w zwyczaju ofensywnych graczy Chelsea piłka nie chciała wpaść do siatki, nieskuteczność była nieziemska. Najlepsze okazje zdecydowanie mieli Conor Gallagher, który trafił nieszczęśliwie w słupek oraz Noni Madueke, posyłając „szczura” prosto w golkipera Fulham.

Poza powrotem po 3 – miesięcznej przerwie Bena Chwilella, z boiska zeszło kilku zawodników okraszonych kartką i mecz powoli dobiegał do końca. Jak to w zwyczaju The Blues bywa, końcówka stała się wielkim harmiderem i ostatnie 5 minut wyglądało jak konkurs na najdalsze wybicie piłki. Na szczęście dla sympatyków klubu ze Stamford Bridge, bramkarz był bardzo czujny i spotkanie zakończyło się wygraną.

Pierwszy raz mamy w erze Mauricio Pochettino trzy ligowe zwycięstwa z rzędu, co za czas, by żyć!