Andrey Santos po bardzo dobrym presezonie miał być piłkarzem grającym w Chelsea, tym czasem nie gra i to w Nottingham Forest.

Ktoś ironicznie mógłby się powiedzieć, że oba kluby są z podobnej półki. W końcu Chelsea piastuje 11. miejsce w lidze, a Forest 12. Dodatkowo obie ekipy mają osiem punktów po 7 kolejkach.

Nie zmienia to faktu, że Santos zamieniał Stamford Bridge na City Ground, by łapać minuty i doświadczenie na poziomie Premier League, co nie ma miejsca. Brazylijczyk jest głębokim rezerwowym. Na ostatnie 6 spotkań Nottingham zagrał w jednym – przeciwko Burnley w ramach FA Cup. Poza tym trzykrotnie był poza kadrą i dwa razy na ławce rezerwowych, z której nie wstał.

W biurach klubu pojawiają się pierwsze głosy, aby zimą zerwać wypożyczenie 19-latka. Jest to możliwe dzięki klauzuli w jego umowie wypożyczenia. Co ciekawe, Nottingham płaci kary finansowe za każdy mecz, w którym Santos jest zdolny do gry, a nie gra. Toteż trzymanie go rok na ławce również się im nie opłaca.

Na tym etapie nikt w klubie nie wybiega do stycznia. Przedstawiciele Chelsea są w stałym kontakcie z przedstawicielami Forest, trenerem Steven Cooperem i Santosem, aby służyć radą.

Co ciekawsze sytuacji pomocnika przygląda się FC Barcelona. Klub z Katalonii postrzega go jako diament, który „wybrał zły klub”. Mistrz Hiszpanii chciał ściągnąć Santosa rok temu, gdy był zawodnikiem wówczas drugoligowej Vasco Da Gamy, ale plany klubu pokrzyżowała jego sytuacja finansowa.

ŹRÓDŁOLiam Twomey (The Athletic), Miguell Sanz (SPORT)