The Blues notują kolejną porażkę w tym sezonie Premier League, tym razem ich katem okazał się lokalny rywal z Brentford.

Po 10. minutach meczu mam wrażenie, że obie drużyny grają jakby za karę, jakby i jedni, i drudzy woleli siedzieć w swoich domach i oglądać mecz Arsenalu z Manchesterem City. Dopiero w 13. minucie wyszliśmy z niezłą kontrą, jednak nasuwa mi się pytanie „po co Ben Chilwell tak szybko i ślepo podawał, mając tyle miejsca do strzału?”. Pewnie się nie dowiem. Pierwszy strzał w całym meczu padł dopiero w 21. minucie, wówczas N’Golo Kante huknął, jak z armaty, ale na drodze piłki do bramki stanęli zawodnicy Brentford. Drugi strzał w meczu, ale pierwszy celny Chelsea, padł minutę później, po dośrodkowaniu Kante na głowę Silvy. To uderzenie wylądowało prosto w koszyczek Rai. Kolejna okazja przyszła w 30. minucie, chociaż mocno zakopaliśmy się w polu karnym Brentford, tak Kante wystawił piłkę do Enzo, a ten z rogu pola karnego uderzył tak, że poradził sobie z tym Raya. Niedługo potem znów udział w akcji brał Enzo, tym razem Argentyńczyk szybko i sprawnie dograł piłkę do Sterlinga, ale nasz Anglik z najbliższej odległości nie pokonał Rai. Pierwszego gola w meczu ku zaskoczeniu zdobyło Brentford. Po ich rzucie rożnym, piłka nabiła Azpilicuete, a ten skierował ją do bramki.

 

Drugą połowę zaczęliśmy od dwóch zmian – Aubameyang za Azpilicuete i Mudryk za Gallaghera. Ten pierwszy miał nawet dwie niezłe okazje, tylko niestety raz kopnął piłkę prosto w koszyk Rai, a drugim razem nie skierował jej głową po zgraniu Sterlinga. W 59. minucie chciałoby się krzyknąć „CO ZA STRZAŁ AUBY”, ale sympatyczny Gabończyk znów podał piłkę do bramkarza rywali. Druga bramka dla Brentford padła po kontrze w 77. minucie. Kepa nie pokrył krótkiego słupka, a właśnie tam uderzał zawodnik gości. W 79. minucie na placu gry zameldowali się Madueke i Felix, wchodząc za Sterlinga i Enzo.