W 27. kolejce rozpędzona Chelsea podejmie na wyjeździe drużynę Brendana Rogersa dla której każdy mecz ma ogromne znaczenie. Lisy w wypadku porażki uplasują się zaledwie dwa miejsca nad strefą spadkową.
Spotkanie rozpoczęło się bardzo intensywnie. Już w pierwszych minutach byliśmy świadkami bardzo ostrej interwencji jednego z defensorów gospodarzy na Joao Felixie. Po kilku atakach z obu stron już w 11 minucie doczekaliśmy się pierwszego gola. Po wrzutce Kalidou piłkę z samego powietrza fenomenalnie uderzył Ben Chillwell. Chwilę później Leicester było bardzo bliskie szybkiej odpowiedzi po główce Amarteya, jednak piłka przeszła centymetry koło bramki. Po bramce gości tempo wyraźnie spadło. Na kolejną okazję musieliśmy czekać do 23 minuty. Felix po świetnym podaniu Kaia Havertza trafił w słupek. Ewidentnie Portugalczykowi zdarza się to zbyt często. Jak o obramowaniu bramki mowa kolejny raz Lisy mogły szybko zdobyć gola po akcji Chelsea, gdy Dewsbury-Hall trafił w poprzeczkę po rykoszecie. 15 minut później doczekaliśmy się kolejnego gola, jednak po świetnej akcji bramka Felixa została odwołana przez milimetrowy spalony. Klasycznie skoro The Blues wytworzyli sobie szansę, to do ataku ruszyło Leicester. W końcu Patson Daka po tragicznym zachowaniu portugalskiego napastnika londyńczyków pobiegł z futbolówką i genialnym strzałem z dystansu umieścił piłkę w bramce. Gol dodał gospodarzom wiele energii i chcąc iść za ciosem, ostrzeliwali bramkę Kepy. Mimo to, to zespół Grahama Pottera zdołał jeszcze przed drugą połową zdobyć drugiego gola. Po błysku geniuszu Enzo Fernandeza do piłki w polu karnym doszedł Kai Havertz i z zimną krwią przelobował bramkarza gospodarzy.
Wynik do przerwy wynosił 1-2. Spokojnie można rzec, że spotkanie było na wybitnym tempie oraz, że oba zespołu mogły mieć na swoim koncie co najmniej o jedną bramkę więcej.
Po gwizdku rozpoczynającym drugą połowę mogliśmy dostrzec jedną zmianę na boisku. Joao Felix nie wyszedł na drugą połowę, a zastąpił go Connor Gallagher. Mimo zmiany w zespole Pottera tempo gry nie spadło. Pierwsza okazja przyszła już zaledwie po trzech minutach, gdy po świetnej wrzutce Bena Chillwella Fofana był bliski zdobycia trzeciego gola po strzale głową. Kibiców z pewnością cieszy, że powróciła odpowiednia osoba do wykonywania stałych fragmentów. Minuty leciały a intensywyność w końcu zmalała. Poza mnogą liczbą fauli, jak z resztą przez całe spotkanie oba zespoły nie ruszały już tak agresywnie na bramki przeciwników. Na kolejną dogodną okazję czekać musieliśmy aż do 67 minuty, gdy po zamieszaniu w polu karnym piłkę niemalże z linii wybił Gallagher. W przeciwieństwie do pierwszej połowy tym razem to goście stworzyli sobie dobrą szansę tuż po ataku przeciwników. Po kolejnej świetnej wrzutce lewego wahadłowego The Blues bliski zdobycia drugiej bramki był Havertz, jednak jego strzał głową jednak wybronił nienagannie Ward. Już 5 minut później wszyscy złapali się za głowy. Było to spowodowane fatalnym „kiksem” Dewsbury-Halla po kolejnym zamieszaniu w polu karnym spowodowanym przez Kepe. Ilość stworzonych okazji przez oba zespoły zwiastowała kolejne bramki w tym spotkaniu. Tak też się stało, gdy po składnej i szybkiej akcji rozpoczętej przez Enzo Mudryk zgrał piłkę głową do Kovacicia, który kropnął z całej siły z około 11 metrów. Fenomenalny gol Chorwata. Po niezwykłej ilości fauli w końcu doczekaliśmy się kartki koloru czerwonego. Po faulu na zmienniku Chelsea Chukwumece ukarany został Faes. Do końca spotkania poza kilkoma zrywami londyńczyków nie działo się zbyt wiele. Spotkanie zakończyło się wynikiem 1-3.
Tym sposobem Chelsea wygrywa trzecie spotkanie z rzędu. Można rzec, że Potter na ostatnią chwilę obronił swoją posadę. Niemniej jednak kolejne mecze to wciąż spora presja na klubie, menadżerze oraz samych zawodnikach.