Andrij Łunin jest jednym z bramkarzy mocno przymierzanych do zasilenia Chelsea. O opinię na temat tego ruchu poprosiliśmy Daniela Franosza z Los Galacticos, eksperta od spraw Realu Madryt.

Przed rozpoczęciem charakterystyki Łunina muszę zaznaczyć, że mimo iż obejrzałem zapewne wszystkie jego mecze w Realu Madryt, to dalej nie do końca wiem, co o nim sądzić. Postrzegam go jako pewnego rodzaju niewiadomą. To ważny czynnik, bo kariera Łunina nie rozwijała się stopniowo, w jakiś przewidywalny czy normalny sposób, to było wielkie i niespodziewane „bum”. Nagle wskoczył na poziom absolutnie topowy, emanując aurą bramkarza niemal bezbłędnego, gdy wcześniej jego braki wylewały się na wiele stron. Zaczynając jednak od początku.

Łunin przybył do Realu Madryt z łatką golkipera z olbrzymim potencjałem. Upatrzył go sobie szef skautów klubu, Juni Calafat. W jego talent ID nie ma co wątpić, w zdecydowanej większości przypadków wychodzi na jego, gość jest całkowicie nietykalny w biurach Realu. Właściwie wielu postrzega go jako trzecią najważniejszą osobę w Valdebebas – to mówi samo przez siebie. Więc rzeczywiście podejrzewam, że ten potencjał Łunina musiał być wysoki.

Z tym że w pierwszych latach tego potencjału totalnie nie było widać. Szybki opis jego początków w Realu:

  • 18/19 – wypożyczenie do Leganes, drużyny walczącej o utrzymanie w LaLiga, był cały sezon rezerwowym
  • 19/20 (pierwsza część) – wypożyczenie do Realu Valladolid, drużyny walczącej o utrzymanie w LaLiga – cały czas ławka
  • 19/20 (druga część) – wypożyczenie do Realu Oviedo, drużyny walczącej o utrzymanie w Segunda Division – tam faktycznie grał i był chwalony
  • 20/21 – cały sezon przesiedziany na ławie w Realu Madryt, jeden jedyny mecz w Pucharze Króla z trzecioligowcem
  • 21/22 – cały sezon przesiedziany na ławie w Realu Madryt, dostał dwa mecze przy rozstrzygniętej już lidze i dwa mecze w Pucharze Króla (w trzecim starciu pucharowym już był rezerwowym, mimo że to były domyślnie „jego” rozgrywki)
  • 22/23 – 12 meczów przy tym jak Courtois był niedostępny, chimeryczna forma, kilka dobrych spotkań i kilka absolutnie fatalnych, tu też odstawiony ze „swoich” rozgrywek, czyli Pucharu Króla

Więc na przestrzeni pięciu lat mieliśmy udane właściwie tylko pół roku, na poziomie zaplecza LaLiga. Nie przekonał trenera Leganes, nie przekonał trenera Valladolid, nie przekonał Zidane’a, nie przekonał Ancelottiego, który odstawiał go nawet we wspomnianym już Pucharze Króla (to serio znaczyło, że mu nie ufa).

I takie też informacje pojawiały się w hiszpańskiej prasie. Przed startem sezonu 23/24 Ancelotti miał poprosić zarząd Realu, że chce nową „dwójkę”, miał jasno powiedzieć, że nie ufa Łuninowi. Ciężko było mu się dziwić, ja nie byłem tym zaskoczony. Mnie też Andrij nie przekonywał, nie czułem się pewnie gdy stał między słupkami.

Wtedy jednak „nie” miał powiedzieć Florentino Perez na spółkę z też wspomnianym już wcześniej Junim Calafatem. Oni ufali Łuninowi i podjęli decyzję, że zostaje, że na kolejny sezon też będzie rezerwowym Courtois. Tibo chwilę później zerwał więzadło krzyżowe i tu zaczął się moment zwrotny kariery Łunina.

Wkroczył on bowiem do bramki i wyglądał nieziemsko dobrze. Przecierałem oczy ze zdumienia, bo to była transformacja z cichego, niepewnego, momentami wręcz zesranego dzieciaka do gościa, który emanował pewnością siebie. Ancelotti pewnie mając ciągle z tyłu głowy poprzednie sezony Łunina nie umiał mu w pełni zaufać i na początku rotował go z Kepą, ale później zrozumiał, że nie ma to sensu. Łunin stał się definitywną jedynką.

I mogę to śmiało powiedzieć: uratował on sezon Realowi. Wszedł na tak wysoki poziom, że przez długi czas nikt nie odczuwał straty Courtois. Jego mecze w Lidze Mistrzów były chore, wyjmował wszystko. Wyglądał na bramkarza kompletnego: ustawiał się tak dobrze, że miałeś wrażenie, że wszystko leci w niego. Na pewniaka wychodził do dośrodkowań, precyzyjnie grał nogami, dyrygował defensywą, miał koci refleks. Wszedł w swój god-mode, dał życiówkę i przez to żaden kibic Realu nie powie o nim złego słowa.

Na koniec kampanii został znowu odstawiony, tym razem na rzecz Courtois. Nie dał raczej ku temu żadnych szczególnych argumentów, po prostu Ancelotti wyszedł z założenia, że jak Tibo jest zdrowy, to gra. Po zakończeniu sezonu przyszło EURO, o którym wiele pisać nie trzeba – Łunin zawalił pierwszy mecz i potem już nie zagrał.

Słowem podsumowania: nie wiem, czy poleciłbym wam sprowadzenie Łunina. Ryzyko oceniam jednak na dość spore. Może okazać się, że podtrzyma formę z ostatniego sezonu (i wtedy macie kompletnego i top bramkarza może nawet na dekadę), a może okazać się, że to był jeden, nawet jeśli długi, wystrzał i powoli wracamy do „normalności” w której te braki jednak były widoczne.

Jak miałbym stworzyć ranking bramkarzy z LaLiga, których warto ściągnąć, zdecydowałbym się zapewne na coś takiego:

1. Alvaro Valles (absurdalnie dobry sezon dał, gra nogami i na przedpolu jak prime Neuer i tu bez cienia ironii, to jest ten „nowoczesny” bramkarz, którego może chcieć Maresca, do tego jest tani, ma kosztować +/- 10M)

2. Giorgi Mamardaszwili (gra nogami problemem, ale czysto bramkarsko… dwumetrowy gigant z refleksem kota, przez ten swój zasięg ramion i umiejętność przewidywania odnosi się wrażenie, jakby umiał wyjąć wszystko. Rozumiem jednak, że Maresca szuka innego typu bramkarza)

3. Andrij Łunin

4. Filip Jorgensen (nie jestem do niego przekonany, nawet jeśli dał dobry sezon)

AUTOR: DANIEL FRANOSZ (LOS GALACTICOS – PO PROSTU O REALU MADRYT)

ŹRÓDŁOWłasne