Działo się wiele, ale przede wszystkim: udało zamazać się zeszłoroczną plamę ze śladem liczby „12”. Co również cieszy, względem poprzedniego sezonu, to emocje. Kibic Chelsea w zeszłym sezonie był niemal pozbawiony emocji, na palcach jednej ręki wymienię mecze, przy których czułem ekscytację związaną z przebiegiem spotkania. W większości ta drużyna była nudna, bezpolotna i – po prostu – słaba. Ten sezon Chelsea zakończyła na 6. miejscu i fani mogą być zadowoleni, zwłaszcza że jeśli Manchester City pokona rywali zza miedzy to zespół Pochettino awansuje do Ligi Europy. Te rozgrywki nie powinny być targetem dla klubu, który zainwestowal niewiarygodne środki, ale zważając na wiek kadry, to gra na kolejnym froncie dobrze klubowi zrobi, a ponadto pomoże nabrać doświadczenia młodszym zawodnikom. Obejrzałem niemal wszystkie mecze Chelsea. Opisuję to więc z perspektywy kibica. Zapraszam do nitki.
W spotkaniach przedsezonowych Chelsea wyglądała… ciekawie. Było widać pomysł i to napawało optymizmem. Niestety, mecze towarzyskie trzeba skojarzyć z jednym kluczowym faktem: kontuzją Christophera Nkunku. Francuz mianowany na gwiazdę ataku zagrał w tym sezonie Premier League… jedno spotkanie od 1. minuty. W końcówce sezonu gołym okiem było widać, ile ten gracz wnosi jakości. Znakomity pierwszy kontakt z piłką, bardzo wysoka inteligencja boiskowa w poruszaniu się i zdobywaniu przestrzeni, a z tym wszystkim idzie, najzwyczajniej mówiąc, piłkarska jakość – on większość rzeczy w piłkarskim repertuarze robi na świetnym poziomie. Jeśli będzie zdrowy, stworzy z Palmerem kapitalny duet.
1. kolejka to starcie z Liverpoolem. Pierwsza połowa była nerwowa i równie dobrze The Reds mogli wyjść na prowadzenie 2:0, ale Salah był na minimalnym spalonym. Mecz mógł ułożyć się różnie. W drugiej części to Chelsea zdecydowanie przejęła kontrolę nad meczem i to oni byli bliżej zwycięstwa. Co prawda w obu połowach posiadanie piłki było zdecydowanie na korzyść The Blues, ale z czasem Liverpool był coraz mniej groźny w fazach przejściowych. Całe spotkanie napawało optymizmem. Gorzej było już kolejkę później, gdzie West Ham bezlitośnie wykorzystywał błędy Chelsea i z łatwością uwydatnił problemy zespołu Pochettino z grą przeciwko low-blockowi. Bolesna z tamtego spotkania jest kontuzja Chukwuemeki, który wyglądał obiecująco, jednak od tamtej pory nie może w pełni dojść do zdrowia. Było lepiej po wysokim zwycięstwie 3:0 z Luton, które początkowo było chłopcem do bicia. Nastroje ponownie się pogorszyły, gdy przyszła porażka z Nottingham. Jackson nie trafił wówczas do pustej bramki. Passa nieskuteczności Chelsea trwała przez kolejne dwa spotkania, gdzie ani z Bournemouth, ani z Villą nie trafili do siatki. Zrobiło się milej, bo przyszła seria trzech zwycięstw: z Brighton w Carabao, a także z Fulham i Burnley w lidze. Po tych spotkaniach powoli musieliśmy zapoznać się z Colem Palmerem.
Teraz mecz, który zasługuje na więcej uwagi. Chelsea w starciu z Arsenalem była zdecydowanie lepsza, co już było widać w postawie gości, którzy specjalnie nie wierzyli w odwrócenie wyniku – spuszczone głowy, niski pressing. Potem do prądu podłączył ich Robert Sanchez – od początku sezonu popełniał wiele fatalnych błędów w rozegraniu i taka pomyłka w końcu musiała nadejść. Chelsea zremisowała wygrany mecz. Była szansa odkucia przeciwko Brentford. 1. połowa była naprawdę imponująca – to była całkowita dominacja, w której brakowało wyłącznie kropki nad i. Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Złe zachowanie Disasiego, potem wycieczka Sancheza przy 0:1 i podwyższenie prowadzenia na 0:2.
5 goli, 10 żółtych kartek, 2 czerwone kartki, 9x VAR i 111 minut gry
Słynne starcie z Tottenhamem. Gdyby nie minimalny spalony Sona, to prawdopodobnie Chelsea nie wyciągnęłaby nic z tego spotkania; Spurs łatwo omijali ich pressing i szybko zdobywali przestrzeń. Czerwień Romero i później Udogiego ustawiła mecz, a i tak The Blues otarli się o kompromitację. Ostatecznie jako pierwsi przełamali zespół Postecoglou i od tego starcia rozpoczął się ich zjazd formy.
4:4 z Manchesterem City
Wow, to był szalony mecz, z pewnością jeden z najlepszych w tym sezonie. Trzeba docenić grę na wymianę ciosów z Manchesterem City. Kiedy wszyscy myśleli, że Rodri, ponownie, jako ostatni zgasił światło, to Palmer uświadomił nas, dlaczego Cold to w jego przypadku odpowiedni przydomek. Apetyty po tych starciach wzrosły, bo 4 punkty w tych starciach – nawet patrząc na okoliczności – to dobry wynik, zwłaszcza że z City Gusto miał stuprocentową sytuację na gola na 4:3. Jednak po tym meczu coś pękło.
Katastrofa z Newcastle, mnóstwo nerwów z Brighton mimo pozornie spokojnej sytuacji, kompromitacja z Manchesterem United (ich xG wyniosło w tamtym meczu 4.48!), słaby i blady występ z Evertonem, fatalna gra z Sheffield (xG na poziomie 0.02 w 1. połowie przeciwko najgorszej drużynie ligi). Z Newcastle uratował gol Mudryka w 92. minucie i Petrovic w serii jedenastek. Cały ten okres to seria błędów i nieporadności w defensywie; praktycznie każdy stoper, który grał wyglądał słabo.
W wigilijne starcie z Wolves wyszła jedenastka, o której nie moglibyśmy powiedzieć, że wyglądała obiecująco, mimo tego Chelsea grała naprawdę dobrze i prawdopodobnie objęłaby prowadzenie, gdyby Sterling był mądrzejszym piłkarzem. To kolejny raz, kiedy nie podał na pustą bramkę. Następne starcie z CP również zespół zaczął przyzwoicie. Do przerwy niespodziewany gol Olise po złym ustawieniu w tyłach. Przecięna druga połowa uratowana bramką w 89. minucie.
W tym spotkaniu wystąpił Romeo Lavia, przez cały sezon rozegrał… 32 minuty.
Następne tygodnie to gra w kratkę z pojedynczymi wyjątkami, takimi jak wygrana z Villą 3:2 w FA Cup czy 6:1 z Middlesbrough w Carabo.
Porażkę 1:4 z Liverpoolem można usprawiedliwiać dwiema niepodyktowanymi jedenastkami, ale sama gra również pozostawiała wiele do życzenia. Po kolejnej stracie 4 goli, tym razem z Wolves, myślałem, że Pochettino wyleci.
Warty pochwały był mecz z City na Etihad, gdzie udało się wywieźć remis 1:1. Pochettino stracił punkty zmianami, to spokojnie mogło być zwycięstwo – zbędne całkowite cofnięcie się do głębokiej defensywy sprawiło, że Chelsea przestała wyprowadzać jakiekolwiek ataki. Potem przyszła porażka z Liverpoolem w finale Carabao.
Następne starcia to ciągle nierówna forma i dwie kompromitacje: remis z Burnley grając 11v10 i remis z ostatnim Sheffield. Znakomity był występ przeciwko Evertonowi – hat-trick Palmera, płynne ataki i dominujący środek.
W półfinale FA Cup kolejny raz Pochettino świetnie przygotował zespół na Manchester City, absurdalna decyzja sędziego z brakiem rzutu karnego za rękę Grealisha. Starcia z Manchesterem City to coś, za co naprawdę trzeba chwalić Pochettino. Zawsze trafił z planem, choć ostatecznie ani razu nie udało się wygrać. Porażka z Arsenalem to kompletna kompromitacja.
Przerwa w meczu przeciwko Aston Villi to kluczowy moment sezonu.
Pochettino wraca do systemu, który dobrze sprawdzał się w meczach przedsezonowych. Efektem takich rezultatów nie jest dobra forma Gallaghera czy Cucurelli jako inverted obrońcy. To są składowe tego sukcesu. Po prostu ten system idealnie pasuje pod wielu zawodników.
Każdy stoper Chelsea miał w tym sezonie problemy, a grając w trójce odpowiada za mniejszy obszar.
Badiashile jako LCB dobrze się sprawdza i popełnia mniej błędów. Silva jako centralny pasował idealnie z uwagi na kapitalne czytanie gry. Chalobah już za Tuchela spisywał się dobrze jako RCB, ale należy pamiętać, że mimo świetnej formy, to na ogół kojarzył się z nierówną dyspozycją i niekoniecznie jest to gracz na pierwszy skład.
Caicedo cały zeszły sezon w Brighton grał w double-pivocie, w tym często grywał jako pojedyncza '6′, co powodowało, że miał mnóstwo złych zagrań i błędów prowadzących do straty bramki. Cucurella to inteligentny piłkarz i dobrze dopasował się do nowej roli.
Gallagher w takim ustawieniu ma ograniczoną rolę, która sprowadza się głównie do rzeczy, w których jest najlepszy, czyli wspierania środkowych pomocników w bronieniu i pressingu w 3. tercji. A Palmer jest fantastycznym piłkarzem
Mudryk i Madueke w tym systemie mają mniej zadań w defensywie i przez zagęszczenie w centrum częściej zostają 1v1 z bocznymi obrońcami.
Jackson to piłkarz o sporym potencjale, zresztą liczby też ma przyzwoite (14+5), jednak następny sezon w jego przypadku to kompletna zagadka – może eksplodować, a równie dobrze cały czas miać te same braki, które mogą być w jego przypadku nie do przeskoczenia.
Gdyby Pochettino wcześniej zaimplementował pomysły, których używał w starciach przedsezonowych, to ten sezon mógł być dużo lepszy. Przynajmniej udało się wywalczyć 6. miejsce i jeśli United przegra w finale FA Cup z City, to Chelsea zagra w Lidze Europy.
Argentyńczyk powinien otrzymać kolejny sezon, ale nie zasługuje na szczególne pochwały, bo nie zbudował nic trwałego – ciągle eksperymentował, było wiele kompromitacji. Na przestrzeni sezonu większość jego pomysłów taktycznych była nieudana. Caicedo był źle wykorzystywany i przyczepiła mu się absurdalna łatka flopa, mimo że od długiego czasu wygląda kapitalnie. Enzo w wielu momentach był ustawiany jako ’10’, gdzie czuł się fatalnie. Środkowi obrońcy na bokach defensywy również wyglądali źle. Pod kątem taktycznym końcówka sezonu była udana, spotkanie z Brighton było pod tym względem na wysokim poziomie – apozycyjność, efektywny build-up w 3-3-4.
Na plus z pewnością zmiana mentalu – to miła odmiana względem fatalnego zeszłego sezonu. Wciąż mam dużo wątpliwości, czy Argentyńczyk jest odpowiednim trenerem na dłużej. Jednak końcówka sezonu choć trochę napawa optymizmema, ważne, żeby do zdrowia wrócili kluczowi piłkarze. Nkunku, Fofana, James czy Lavia mają niesamowitą jakość i wprowadziliby drużynę na wyższy poziom.
Jeśli chodzi o sytuację kadrową, to na pewno rozważany będzie nowy napastnik. Przy słabym Disasim i szklanym Fofanie poszukałbym nowego stopera. Na pozycji lewego obrońcy zostałbym przy tym, co mamy, choć przy sprzedaży Maatsena nie można wykluczyć transferu. Są jakieś pogłoski o nowym bramkarzu, ale zaufałbym Petroviciowi.
Generalnie ta kadra ma mnóstwo jakości i w następnym sezonie kolejni gracze mogą wejść na wyższy poziom, przydałyby się zmiany w sztabie, aby kluczowi piłkarze byli zdrowi – o to może być najciężej.
Transfery Palmera i Gusto były fenomenalne. Jacksona też oceniam pozytywnie, choć jego nieskuteczność kosztowała wiele punktów. Disasi to był beznadziejny ruch. Lavii nawet nie jestem w stanie ocenić. Nkunku zagrał niewiele, ale od razu widać, ile ma jakości. Caicedo kosztował zdecydowanie za dużo, jednak jest środkowym pomocnikiem na lata i za jakiś czas nikt nie będzie się tak wiele mówiło o zapłaconej kwocie. Ściągnięcie Roberta Sancheza było nieporozumieniem, w tym sezonie byłby 3. bramkarzem Brighton. Ugochukwu to cenne uzupełnienie kadry, również ma spory potencjał.
Zobaczymy w jakiej dyspozycji będzie Enzo Fernandez, który przez 8 miesięcy występował z problemem zdrowotnym, pod koniec sezonu w końcu zdecydował się na operację. To było konieczne, w pewnym momencie poruszał się na boisku jak 40-latek. Nie zagrał złego sezonu, ale stać go na więcej, już w optymalnej formie zdrowotnej.
Przy takiej kadrze i pewnie kolejnych wzmocnieniach, Chelsea musi celować w powrót do TOP4. Jaka będzie rzeczywistość? Zobaczymy za rok.
Dziękuję za przeczytanie, do usłyszenia.