W dzisiejszym meczu mieliśmy nieprzyjemność oglądania najgorszego spotkania The Blues od wielu miesięcy, który skończył się najniższym możliwym wyrokiem.
Od samego początku meczu inicjatywę zdecydowanie przejęli gospodarze. Do 3 minuty mieli oni już 2 bardzo groźne strzały i był to ostatni sygnał dla The Blues aby się obudzić. Manchester United dalej kontynuował ataki, stwarzając coraz to groźniejsze sytuacje. W 8 minucie otrzymali oni swego rodzaju nagrodę za początek meczu. Sędzia meczu dopatrzył się faulu Enzo Fernandeza na Antonym i podyktował rzut karny. Do jedenastki podszedł Bruno Fernandes, ale Sanchez okazał się sprytniejszy i obronił strzał Portugalczyka. Po tej interwencji Chelsea nabrała wiatru w żagle. Sektor gości na trybunach uaktywnił się, a zespół Pochettino w krótkim czasie stworzył dwie bardzo dobre sytuacje. Oba jednak nie skończyły się bramką z powodu błędów Mudryka. Gospodarze nie pozostawali jednak dłużni i co chwile dochodzili do strzałów, a większość okazji wynikała z błędów indywidualnych graczy Chelsea. Manchester United dopiął swego i otworzył wynik spotkania w 19 minucie za sprawą Scotta McTominaya.
Drużyna Erika Ten Haga nie zaprzestała swoich ataków, i nie pozwalali Sanchezowi odetchnąć. Po 2 kwadransach czerwone diabły oddały aż 12 strzałów, co potwierdzało fakt, że zawodnicy w niebieskich koszulkach nie wybiegli na to spotkanie. United kontynuowało krucjatę przerywaną raz na jakiś czas kontratakami The Blues, jednak impotencja piłkarska ofensywnej trójki nie pozwoliła im na wyrównanie wyniku.
Na 5 minut przed końcem połowy zdecydowali się zastąpić kontrataki grą pozycyjną i…zdobyli bramkę! Na listę strzelców wpisał się Palmer, a kolejną asystę w tym sezonie zaliczył Mudryk. Fani z zaczęli zadawać sobie pytanie: Czemu nie można tak było od początku? Pierwsza połowa zakończyła się remisem, chociaż większość bezstronnych kibiców stwierdziłoby, że gospodarzom należało się prowadzenie.
Na drugą połowę obie drużyny wyszły w zmienionych składach. Reece James zastąpił Cucurelle, natomiast po drugiej stronie Regulion zmienił Lindelofa. Początek drugiej części nie przypominał w niczym pierwszej części spotkania, a obie drużyny stwarzały sobie równe szanse. Przez pierwszy kwadrans mecz przypominał spotkanie tenisowe, a piłka wędrowała z jednego pola karnego do drugiego. Z czasem jednak kontrole nad spotkaniem ponownie przejęli gospodarze. Nie byli oni jednak w stanie stworzyć akcji która realnie zagroziłaby hiszpańskiemu bramkarzowi, aż do 69 minuty. Strzelcem bramki ponownie McTominay, który dopadł jako pierwszy do piłki dośrodkowanej przez Garnacho. Chelsea rzuciła się do odrabiania strat, jednak popełniała masę błędów, co chwile tworząc sytuacje bramkowe graczom czerwonych diabłów. Na boisku pojawił się Broja, jednak jego wejście nie zmieniło dominacji Manchesteru United. Drużyna Ten Haga coraz mocniej walczyła o bramkę numer 3, a Chelsea stawała się coraz bardziej bezradna. W końcowych minutach The Blues podjęli walke, jednak wydawało się, że o 90 minut za późno. Jak można było się spodziewać goście nic nie wskórali, a mecz zakończył się zwycięstwem Czerwonych diabłów