W 2011 roku, niedługo przed przejściem Azpilicuety do Chelsea, dwie klubowe legendy osiągnęły kamień milowy 500 spotkań w barwach The Blues. Aby uczcić te okazje, oficjalna strona Chelsea zadała Frankowi Lampardowi i Johnowi Terry’emu ten sam zestaw pytań.
Teraz nasz obecny kapitan dołączył do ekskluzywnego grona sześciu osób, które rozegrały tak wiele spotkań dla klubu, w pierwszej części wywiadu zadano mu również kilka z tych pytań.
Jakie jest twoje główne wspomnienie z pierwszego dnia w Chelsea?
– To było dość późno w sierpniu, przybyłem na boisko treningowe po odbyciu badań lekarskich i pamiętam, że spotkałem wtedy Roberto Di Matteo, który jeszcze tam był. Nie mogłem spotkać zawodników, ponieważ treningi były rano, więc pogadałem z trenerem przez chwilę. Byłem naprawdę szczęśliwy wchodząc do budynku, aby zobaczyć niesamowite obiekty i byłem podekscytowany, że wrócę rano i odbędę pierwszy trening z kolegami z drużyny.
– Byłem nerwowy i rozmawiałem z Juanem Matą, którego znałem z reprezentacji Hiszpanii. Pierwszego dnia on mi pomógł. Fernando Torres był jednym z moich idoli, kiedy rosłem jako dziecko, a teraz byłem jego kolegą z drużyny. W szatni było pełno zawodników światowej klasy i przywitali mnie naprawdę dobrze. Od pierwszego dnia czułem się naprawdę dobrze, miałem ekscytującą sesję treningową i pamiętam, że następnego dnia był domowy mecz z Newcastle, w którym nie brałem udziału, ale to mogło dać mi szansę bycia już z drużyną.
Jak teraz postrzegasz swój debiut?
– Cóż, trochę to trwało. Pamiętam, że mój pierwszy mecz w koszulce Chelsea odbył się na boisku akademii przeciwko Charltonowi podczas przerwy na kadrę we wrześniu, był to mecz towarzyski. To uświadomiło mi, że muszę wypracować sobie drogę do pierwszego zespołu. Wiedziałem, że nie jestem transferem, po którym mógłbym wejść od razu do zespołu i być stałym bywalcem. Musiałem pracować nad swoją własną drogą.
– Potem musiałem czekać do końca września i meczu Pucharu Ligi z Wolverhampton. Byłem bardzo podekscytowany, chciałem grać, a potem nie chciałem, żeby mecz się dobiegł końca, ponieważ cieszyłem się nim, wygrywaliśmy 6-0 i to był bardzo dobry debiut i mój pierwszy raz na Stamford Bridge.
Czy możesz odwtorzyć w myślach moment swojej pierwszej bramki?
– Tak, pamiętam. To było przeciwko Arsenalowi. Kiedy graliśmy w tamtym roku z Jose Mourinho byliśmy dość niebezpieczni po odbiorze piłki, nawet ze stałych fragmentów gry. Przez pierwsze kilka miesięcy nie byłem zaangażowany w każdy mecz, więc to pozwoliło mi się uczyć i zobaczyć, co potrafią zawodnicy i uczyć się od nich.
– Była jedna rzecz, która utkwiła mi w pamięci, kiedy zdobyłem bramkę, to był rożny Arsenalu i czułem, że możemy wykonać szybki odbiór. Po wycofaniu głową przez Arsenal, wiedziałem, żeby pójść i wystawić nogę przed bramkarza i strzeliłem. Gdyby zamiast tego Arsenal zatrzymał piłkę, a my stracilibyśmy bramkę, być może byłby to ostatni raz, kiedy grałem! Ale czasami trzeba pójść za instynktem i w tamtym momencie naprawdę cieszyłem się z tego gola. Celebracja była szalona, to był kolejny moment radości.
Najlepsza rada otrzymana przez te pięćset meczów?
– Jest ich tak wiele, ale nie ma jednej konkretnej rzeczy, o której mógłbym powiedzieć, że zrobiła różnicę, ponieważ myślę, że jest to kumulacja małych rzeczy, których nauczyłem się od różnych menedżerów, ludzi w klubie, kolegów z drużyny. Myślę, że zawsze trzeba dawać z siebie wszystko, tak postrzegam życie. W moich oczach futbol to coś z radością, trenując każdego dnia jakby to był mecz. To pozwala ci być gotowym na każde spotkanie. Takie podejście jest bardzo ważne.
– Widziałem zawodników, którzy nie trenują zbyt dobrze, a potem są niesamowici w meczach, ale to nie jest normalna podstawa w piłce nożnej. Nawet jeśli niektórzy utalentowani zawodnicy potrafią to robić, to nie jest to normalne. Normalna wspólna rzecz dla mnie to kwestia dawania z siebie wszystkiego każdego dnia, bycia szczęśliwym, że jestem tutaj. Przechodzę przez drzwi i trenuję tak ciężko jak tylko mogę, wygrywam wszystko co mogę, mam poczucie, że daję z siebie wszystko, a potem jestem gotowy na kolejne wyzwanie.
Czego brakuje do tej pory?
– Zawsze w futbolu chodzi o teraźniejszość. Bardzo miło jest spojrzeć wstecz i zobaczyć, jakie sukcesy odnieśliśmy. Kiedy dołączyłem do klubu w 2012 roku, tuż po pierwszym zwycięstwie w Lidze Mistrzów, klub odniósł wielki sukces w zdobywaniu trofeów, więc kiedy przychodzisz, chcesz iść dalej, chcesz poczuć to, co oni czuli, inni koledzy z drużyny, kiedy zdobywali trofea. Potem, kiedy już zdobędziesz pierwszy tytuł, chcesz mieć drugi i myślę, że nigdy nie ma takiego momentu, kiedy mówisz sobie, że to już koniec. Kiedy jesteś w Chelsea ta ambicja jest zawsze obecna. Zawsze chcesz mieć więcej. Jakiekolwiek trofeum jest przed tobą, chcesz je zdobyć.
Czy były okresy, w których jako zespół wiedzieliście, że wychodząc na boisko nie możecie przegrać?
– Tak, było kilka takich momentów. Kiedy wygraliśmy Premier League z Mourinho, mieliśmy okres, kiedy graliśmy niesamowicie i czujesz się silny – wielkie mecze, jesteś na nie gotowy. Z Antonio Conte również, kiedy wygraliśmy Premier League, mieliśmy długą passę zwycięstw. Po prostu nie mogliśmy stracić bramki, byliśmy tak silni, strzelaliśmy gole, byliśmy zespołem, który był bardzo solidny. Mogliśmy cieszyć się również passą Ligi Mistrzów, kiedy ją wygraliśmy. Czuliśmy się naprawdę silni.
– Trudno jest to osiągnąć, ale kiedy osiągniesz to jako zespół, jest to bardzo silne. Jest też szacunek, który zyskujesz od przeciwników, kiedy wchodzisz na boisko. Czujesz się silny, czujesz się połączony z drużyną i czasy, w których mieliśmy to uczucie są niesamowite, ale musisz ciężko pracować każdego dnia, aby to utrzymać, a to nie jest proste. Są różne drogi, różni zawodnicy, różni menedżerowie, różne style gry. W futbolu nie ma absolutnej prawdy o tym, jak wygrywać. Widzieliśmy przez lata, że jest wiele sposobów na wygraną i musisz zdobyć swój i po prostu spróbować zmaksymalizować to, co masz. Widziałem wielu menedżerów i każdy z nich zawsze miał tę mentalność, że chce wygrać każdy mecz.
Najlepsza rzecz, jaką widziałeś u swojego kolegi z Chelsea?
– Miałem szczęście widzieć wiele wspaniałych indywidualnych akcji, ale w mojej głowie jest gol Edena na Anfield, ponieważ byłem bardzo blisko. Pamiętam, że podał mi piłkę, ja podałem ją z powrotem i mogłem być w idealnym miejscu, aby za nią podążyć. Jego akcja była naprawdę dobra – duża szybkość, jakość i wykończenie. To zależy od pozycji, w której się znajdujesz, możesz to widzieć inaczej, ale to było niesamowite.
Kogo nazwałbyś największym rywalem na przestrzeni pięciuset meczów?
Arsenal, Tottenham. Derby Londynu to coś, co od mojego przybycia jest specjalne. Pamiętam, że mój pierwszy mecz był przeciwko Queens Park Rangers i masz wrażenie, że kiedy jest to dzień derbów Londynu, zawsze jest ta specjalna atmosfera. Chcemy wygrać każdy mecz, ale także dla kibiców. Ta atmosfera, którą można stworzyć w domu i na wyjeździe jest czymś innym i kiedy wygrywasz cieszysz się podwójnie.
Twoja najlepsza bramka?
Powiedziałbym, że ten przeciwko Leicester. On był trochę inny niż reszta. Naprawdę podobał mi się.
Przekroczyłeś kilka kamieni milowych, ale czy ten z pięciuset meczami jest szczególny?
– Jest szczególny, ponieważ jest najnowszy, ale nigdy nie patrzyłem na mecze, po prostu grałem, mój umysł zawsze starał się regenerować jak najszybciej, aby być dostępnym na następne spotkanie. Przygotować się do tego, aby mieć taką spójność i pracować nad moją regeneracją, moim przygotowaniem, starać się unikać kontuzji i być w jak najlepszym stanie, aby zdobyć swoje miejsce w zespole.
– To była mentalność, którą zawsze starałem się utrzymywać. Kiedy wygrywasz trofea chcesz wygrywać więcej, ale czasem, kiedy usiądziesz trochę z boku i wiesz, że tylko sześciu piłkarzy w historii Chelsea tego dokonało, jestem naprawdę dumny. Nigdy nie stawiałem sobie żadnego celu, kiedy dołączyłem i zobaczyć, gdzie jestem teraz to coś, z czego jestem naprawdę dumny, ale zawsze chcę więcej.